Każde działanie ma konsekwencje. Nie ma znaczenia, jak bardzo chcesz uciec, czy się ukryć. Prędzej czy później to Cię dopada. Nazwij to karmą, jeśli musisz, ale wiedz, że karma jest suką.
Tytuł: Arsen
Tytuł oryginału: Arsen. A broken love story
Autor: Mia Asher
Tłumaczenie: Iga Wiśniewska
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Data wydania: listopad 2017
Liczba stron: 450
Tym razem kierując się wyborem książki nie zwracałam uwagi na opis, czy okładkę. Nawet nazwisko autorki nic mi nie mówiło. Pod tym względem kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Co mnie w takim razie skłoniło do sięgnięcia po tę powieść? Nie wiem, czy wszyscy z Was już to wiedzą, ale wydawnictwo Szósty Zmysł to nowy odłam wydawnictwa Papierowy Księżyc. Na rynek weszli z przytupem, serwując czytelnikom Consolation autorstwa Corinne Michaels, którą będę polecać do końca życia, tak samo, jak jego kontynuację (Conviction), którą objęłam patronatem medialnym, a swoją premierę będzie mieć na początku grudnia. Skoro te dwie książki pokochałam całym sercem, chciałam poznać również Arsena...
Wystarczyło jedno spojrzenie…
Jestem oszustką.
Jestem kłamczuchą.
Moje życie to jeden wielki bałagan.
Kocham mężczyznę.
Nie, kocham dwóch mężczyzn…
Tak sądzę.
Jeden z nich odwzajemnia to uczucie. Drugi sprawia, że płonę.
Jeden jest moją opoką. Drugi – kryptonitem.
Jestem załamana, zagubiona i zniesmaczona samą sobą.
Ale nie potrafię się powstrzymać. Oto moja historia.
Opowieść o mojej nieszczęśliwej miłości. [opis wydawcy]
Cathy wiedzie szczęśliwe życie, przepełnione miłością z Benem, mężczyzną, który może być marzeniem każdej z kobiet. Do pełni szczęścia brakuje im jednego - dziecka. Kolejne poronienia sprawiają, że kobieta cierpi i gubi się we własnym życiu. Kiedy znajduje się na rozdrożu, poznaje Arsena, a jej ciało wstępuje na kolejny życiowy zakręt.
Byłam szalenie ciekawa tej książki, a przy okazji z każdą kolejną stroną bałam się ją dalej czytać. Zanim skończyłam tę pozycję, przeczytałam trzy, cztery inne. Obawiałam się tego, co zafunduje czytelnikom autorka w drugiej połowie książki. Z całą pewnością zaznaczyć należy to, iż Mia Asher podjęła się trudnej tematyki, przez co postawa głównej bohaterki może doprowadzić do szału wielu czytelników. Tak, mnie też doprowadziła i to nie raz. Miałam ochotę wejść do jej świata i porządnie nią potrząsnąć. To, co ona zrobiła... Dawno, naprawdę dawno nie czytałam książki, w której główna bohaterka byłaby tak czarnym charakterem. Przez cały czas kibicowałam jej, aby we właściwym momencie opamiętała się. By zastanowiła się nad własnym życiem i na moment odsunęła od siebie targające nią emocje.
Tym razem bohaterem, którego polubiłam od pierwszego spotkania, z całą pewnością był Ben. Starałam się właśnie z nim współodczuwać wszystko to, co zaszło na kartach powieści, chociaż było to cholernie trudne. Żałuję, że trochę więcej rozdziałów nie było poprowadzonych z jego punktu widzenia.
Narracja w Arsenie jest pierwszoosobowa, głównie z perspektywy Cathy, choć do głosu czasami zostaje dopuszczony Ben i Arsen, a teraźniejszość przeplata się ze wspomnieniami głównie Cathy. Ta powieść jest przepełniona emocjami, jednak często można przede wszystkim wkurzyć się na postępowanie kobiety, która błądzi w swoim życiu. Jak ja nią chciałam potrząsnąć! Jednak kiedy pokazało mi się, że do końca tekstu zostało mi jakieś trzydzieści procent, zaczął się moment, od którego co chwilę płynęły mi łzy.
Historia Cathy, Bena i Arsena skłania do przemyśleń i głębokich refleksji. Ilu z nas często znajduje się w sytuacji, z której nie widzi wyjścia. Ile bliskich osób potrafimy zranić? Czasami warto się chwilę zastanowić, zaufać najbliższym i to przede wszystkim z nimi porozmawiać. Arsen to powieść niosąca pozytywne, jak i negatywne emocje, z którymi spotykamy się również w codziennym życiu. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drodzy Czytelnicy!
Jest mi niezmiernie miło, że trafiliście na mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej jeśli pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Dzięki temu wiem, co Wam się podoba i jaka jest Wasza opinia na dany temat. Pozostaw po sobie ślad, a na pewno Cię odwiedzę!
Pozdrawiam,
Daria