Dziś zapraszam Was na zupełnie inny wpis, niż te, które do tej pory pojawiały się na blogu. Postanowiłam zadać pytanie polskim autorom, dlaczego zdecydowali się pisać i wydawać swoje powieści pod pseudonimem. Co ich do tego skłoniło? Czy pod nową tożsamością kryje się jakaś tajemnica? Na te pytania i kilka innych, odpowiedzi udzieliły mi niesamowite autorki, którym serdecznie dziękuję za poświęcony czas.
Dlaczego piszę pod pseudonimem? Ponieważ jest w tym coś pociągającego, coś mistycznego.
Praca pod pseudonimem jest swoistym rozbiciem osobowości, wykreowaniem drugiej, alternatywnej osoby, która nie jest tobą, lecz tylko jakimś odzwierciedleniem ciebie, kumulacją pewnych cech ułożonych w zupełnie innej konfiguracji. Tak, wiem, brzmi to nieco schizofrenicznie, ale podobno większość artystów, to wysoko funkcjonujący schizofrenicy, zatem nie ma się czemu dziwić (śmiech). Ponadto chciałam, by sięgając po książkę, czytelnik nie wiedział jakiej płci, ani narodowości jest autor, by skupił się na samej historii, bez uprzedniego kategoryzowania tego, kto ją napisał. Nigdy nie zależało mi na lansowaniu siebie, na rozpoznawalności. Wolałam, by to moje książki i zawarte w nich historie przemawiały za mnie, by zawładnęły czytelnikiem.
Dlaczego napisałam powieść pod pseudonimem? Bo tak :) A dlaczego wybrałam taki pseudonim?
Zacznijmy od tego skąd wziął się mój pseudonim. Tak, jak wspominałam już wielokrotnie, ludzie
uwielbiają przekręcać moje imię. Zamiast Diany słyszałam już "Dajanka", "Dajana", "Dajen", "Daniulek" i tak dalej, stąd wzięło się "Diane". Z kolei drugi człon nazwy to "Rose" i wziął się z trzech powodów: uwielbiam róże, bohaterka mojego debiutu nazywa się Rose i wszystkie inne warte uwagi nazwiska były zajęte przez zbyt znane osoby - smutne, ale prawdziwe.
Przejdźmy jednak do powodów, dla których zdecydowałam się wydać książkę pod pseudonimem. Są one proste i przyziemne. Po pierwsze: prowadziłam blog recenzencki jako Diane Rose i chciałam to utrzymać. Wiele osób zna mnie właśnie z mojego bloga recenzenckiego. Po drugie: Diane Rose brzmi zagranicznie, a to, co obce podobno lepiej się sprzedaje ;) W kilku księgarniach Carpe diem widniało jako książka, którego oryginałem był "język angielski". Mam nadzieję, że to prorocze stwierdzenie. Po trzecie: gdyby powieść nie została ciepło przyjęta, to moje imię i nazwisko nie byłoby spalone, mogłabym spokojnie coś wydać z czystą kartą.
Kiedy książka „Stalowe serce” była niemalże ukończona,
zaczęłam zastanawiać się, czy lepiej wydać ją pod artystyczną nazwą niż pod
własnym imieniem i nazwiskiem. Do tych
refleksji skłoniły mnie przeczytane teksty, które w negatywnych barwach
przedstawiały książki Polskich Autorów. Na spotkaniu w Gdyni z menedżerem
projektu, usłyszałam, że pisanie pod pseudonimem jest całkiem dobrym pomysłem.
Decyzja zapadła niemalże natychmiast – będzie pseudonim! Wcześniej
zastanawiałam się jakie imię pasowałoby do mnie. Pewnego wieczoru, pseudonim
przyszedł do mnie sam ukryty pod kwiatową nazwą róż i lawendy – LavenRose. I
tak zostało – tajemnicza LavenRose.
Pisanie pod
pseudonimem oddzielało moją prywatność od autorskiego świata. Wyznaczało jakąś
granicę, chroniło nazwisko przed nieprzyjemnymi komentarzami (z którymi się
liczyłam i się ich spodziewałam). Miało być tylko Stalowe serce i koniec. A
później wielu Czytelników chwaliło moją książkę, dopytywało (i wciąż dopytuje,
choć minęły dwa lata!) o kontynuację.
Pisząc Nakarmię cię miłością, nie wierzyłam, że ta książka
zostanie wydana. Jednak się udało, ale w rozmowie z moją Panią Redaktor
usłyszałam, że muszę odejść od pisania pod pseudonimem. Zapytałam z żalem:
dlaczego? W odpowiedzi usłyszałam, że nadszedł czas, by chwalić się swoją
twórczością, a nie ukrywać za osłoną pseudonimu. Dzisiaj wiem, że to była
słuszna decyzja. Najlepsza!
Biorąc książkę w dłoń z moim imieniem i nazwiskiem czuję się
dumna, biorąc tę, na którą widnieje pseudonim, czuję jedynie sentyment. Dlatego
będę usilnie starała się wydać Stalowe serce jako trylogię pod prawdziwymi
danymi, by poczuć znowu dumę i wielką radość. By po latach złożyć na dłonie
moich Czytelników całą opowieść, a w końcowej części móc napisać, że ta
historia jest dla Was, ode mnie. By swój debiut zobaczyć pod imieniem i
nazwiskiem.
Jaką odczuwam różnicę pisząc pod prawdziwym nazwiskiem?
Wielką. Jestem odpowiedzialna za każde zdanie, za każdą cząstkę tekstu inaczej.
Inaczej znaczy, wiem, że już nie jestem anonimowa. Jestem bardziej odpowiedzialna za każdy
pisany fragment. Czuję też, że odkąd pozbyłam się pseudonimu stoję bliżej
ludzi. Czytam wiadomości z prywatnymi opowieściami, czytam tajemnice
Czytelników, którzy pragną się zwierzyć z tego co dał bądź daje im los. Dostaję
listy w których nagłówek brzmi : „Aniu”, i cieszę się, że pada tam moje imię, a
nie Laven. Jestem w końcu Anną
Dąbrowską, i nią chcę pozostać. A LavenRose była tylko prologiem w mojej
przygodzie.
Było kilka przyczyn, z powodu których zdecydowałam się na
wydawanie pod pseudonimem. Przede wszystkim zaważyły względy zawodowe. Nie
chciałam aby osoby z mojej pracy wiedziały, że zajmuję się dodatkowo pisaniem.
Gdy już podjęłam decyzję, że moją debiutancką powieść wydam pod pseudonimem,
postanowiłam, że będzie to zagraniczne imię i nazwisko. Kierowałam się głównie opiniami młodych
czytelniczek. Otwarcie twierdziły, że z większą ochotą sięgają po pozycje
młodzieżowe fantasy, które posiadają obco brzmiące nazwisko autora na okładce.
Uznałam również, że w przypadku ewentualnych przedruków książki za granicę,
łatwiej będzie wypromować tego typu pseudonim. Po kilku latach przyzwyczaiłam
się już do Melissy Darwood, a i czytelnicy, którzy cenią moją twórczość,
zaakceptowali fakt, że piszę pod pseudonimem.
Sama nazwa pseudonimu brzmi brytyjsko. Mam słabość do angielskich
filmów i seriali, gdzie występują właśnie tego typu nazwiska. Geneza jego
powstania jest prosta. Melisa to jedno z moich ulubionych
ziół do picia, które zaparzam sobie wieczorami. Darwood to zlepek powstały od
pierwszych liter mojego imienia oraz drzewa (lasów), które kocham.
Dlaczego wydaję pod pseudonimem? Ponieważ wszyscy z
Wattpada, gdzie publikuję swoje teksty od 2015 roku, właśnie z niego mnie kojarzą. Mimo tego, że na
profilu mam napisane moje prawdziwe imię, to i tak większość ludzi zwraca się
do mnie „Layla”, nawet na grupach Wattpadowych na Facebooku. W sieci jestem
Laylą i już nic tego nie zmieni.
Długo zastanawiałam
się, czy wydawać pod własnym nazwiskiem, czy pod pseudonimem i pytałam o poradę
moich przyjaciół. Uznaliśmy, że
najlepiej będzie wydać pod pseudonimem, jednakże w opisie książki jest napisane
moje prawdziwe imię oraz nazwisko. Taki kompromis. Jeśli ktoś czytał kiedyś
moją książkę na Wattpad, zanim ją usunęłam z publikacji, i zobaczy ją w księgarni
z moim pseudonimem, na pewno skojarzy, że to jest właśnie moja książka.
Chciałabym wydać książkę zagranicą w języku angielskim, a
czytelnicy na zachodzie niechętnie kupują książki nieanglojęzycznych pisarzy.
Wyjątkiem są chyba tylko skandynawskie kryminały.
Nawet w Polsce nasi
rodzimi pisarze są zdecydowanie mniej poczytni niż zagraniczni. Bardzo często ludzie
przyczepiają im łatkę tych gorszych, nudniejszych. Więc także w tej kwestii
wydanie pod pseudonimem jest lepszą decyzją. Jestem debiutantem i chciałabym, aby dano mi szansę i żeby każdy wyrobił sobie własne zdanie na temat mojej
twórczości.
Jakie jest znaczenie mojego pseudonimu?
Wybrałam imię "Layla", bo ono od dawna mi się
podoba. Pochodzi z języka arabskiego i oznacza „noc”, czasem jest tłumaczona na
„urodzona w nocy”, albo „ciemnowłosa piękność”.
Od zawsze wolałam noc od dnia. Wolę siedzieć po nocach, czytając książki
lub pisząc, albo zwyczajnie łażąc po mieście, więc to imię jeszcze bardziej mi
się podobało.
Pasuje do mojego trybu życia ;)
Natomiast z „Wheldon” jest znacznie łatwiej, wybrałam to
nazwisko z generatora nazwisk. Spodobało mi się od razu, więc zostałam przy nim.
Na początku mój pseudonim miał być formą zabawy, a jednocześnie zapewniał mi anonimowość.
Gdy wydawałam swoją pierwszą książkę, nie miałam przecież pojęcia, jak potoczy się dalej
moja"pisarska kariera". Później, gdy powieści zaczęły stawać się bardziej popularne, okazało się, że mój pseudonim okazał się doskonałym chwytem marketingowym. Wiele osób po prostu myślało, że jestem zagraniczną autorką romansów i szczerze przyznawali, że gdyby wiedzieli, że jestem Polką, to nie sięgnęliby po moją powieść, a jednocześnie duża część z nich pisała wprost, że są bardzo mile zaskoczeni, że polska autorka pisze romanse, które wcale nie odbiegają od tych zagranicznych. W tym momencie nie chciałabym zacząć wydawać pod swoim prawdziwym nazwiskiem, bo wszystko musiałabym zaczynać od nowa. To, co zbudowałam na marce K.N. Haner osiągnęłam moją ciężką pracą i jestem z tego bardzo dumna.
moja"pisarska kariera". Później, gdy powieści zaczęły stawać się bardziej popularne, okazało się, że mój pseudonim okazał się doskonałym chwytem marketingowym. Wiele osób po prostu myślało, że jestem zagraniczną autorką romansów i szczerze przyznawali, że gdyby wiedzieli, że jestem Polką, to nie sięgnęliby po moją powieść, a jednocześnie duża część z nich pisała wprost, że są bardzo mile zaskoczeni, że polska autorka pisze romanse, które wcale nie odbiegają od tych zagranicznych. W tym momencie nie chciałabym zacząć wydawać pod swoim prawdziwym nazwiskiem, bo wszystko musiałabym zaczynać od nowa. To, co zbudowałam na marce K.N. Haner osiągnęłam moją ciężką pracą i jestem z tego bardzo dumna.
Autorzy posługują się pseudonimami z różnych powodów. Najczęściej wiąże się to z faktem, że w życiu codziennym zajmują się zupełnie czymś innym, a pisanie jest jedynie odskocznią. Takim
drugim życiem. Inni mają skomplikowane lub mało atrakcyjne nazwisko, więc wymyślają krótkie i wpadające w ucho. Taki powód jest najczęstszy. Podobnie czynią inni artyści, na przykład piosenkarze. Bywa również tak, że tematyka poruszana w utworze jest kontrowersyjna i obawiają się reakcji otoczenia. W moim przypadku powodów było kilka, ale przeważał ten, że w książce opisanych jest wiele sytuacji, które wydarzyły się naprawdę. Nie chcąc zatem pytać każdego z osobna, czy życzą sobie występować na kartach powieści, po prostu postanowiłam pozostać anonimowa. Kolejny powód pozwolę sobie zataić, chociaż znając życie pewnie i on się kiedyś wyda.
Co daje anonimowość? Tak naprawdę nic, jest jedynie czymś praktycznym w niektórych sytuacjach i chyba nie należy dopisywać do tego jakiegoś szczególnego mistycyzmu. Przecież ważna jest zawartość utworu, a nie osoba autora. Od tego mamy celebrytów, iż są znani. Pisarz musi obronić się tym, co jest w środku i nie ma kompletnie żadnego znaczenia, czy tworzy pod własnym, czy pod wymyślonym nazwiskiem.
Dzień dobry,
Kochani :)
Gospodyni tego
wspaniałego bloga, Daria, zadała mi kilka bardzo interesujących pytań
związanych z moim pseudonimem, a raczej pseudonimami, bo od maja tego roku
posługuję się dwoma. Zacznę od końca, czyli wyjaśnienia dlaczego powstała Beata
Majewska. Otóż, pewnie Was rozczaruję, ale nie kryje się w tej decyzji żaden
większy sekret. Mój pierwszy pseudonim, czyli Augusta Docher, brzmi
obcojęzycznie i sugeruje, że autorka pod nim publikująca nie pochodzi z Polski.
Książki, które dotychczas wydałam w Książnicy, a mianowicie „Konkurs na żonę” oraz
„Bilet do szczęścia”, oraz kolejne: „Zdążyć z miłością” czy „Baśnik” to
klasyczne powieści obyczajowe z realiami osadzonymi w Polsce. Właśnie dlatego
wydawca, czyli Publicat, zdecydował o wykreowaniu drugiego pseudonimu,
brzmiącego zdecydowanie po polsku.
Oczywiście nadal będę wydawać
książki również jako Augusta Docher, we wrześniu wyjdzie „Najlepszy powód, by
żyć” (Znak OMGBooks), w listopadzie „Kryształowe serca” (Novae Res), a jeszcze
w tym roku „Batawe”, czyli ostatnia część trylogii o Wędrowcach (BIS).
Dlaczego zdecydowałam się na
pseudonim, ten pierwszy? Bo chciałam w pewnym sensie uhonorować mojego
Ś.P.Tatę. Tato zmarł w 2013 roku, a ja nie mogąc otrząsnąć się po jego śmierci,
zaczęłam pisać. Robiłam to, żeby ukoić ból serca, pozbyć się choć części pustki
odczuwanej po odejściu Taty. Wymyśliłam Wędrowców, bo bardzo mi go brakowało.
Czasami zastanawiam się, czy to tylko moja fantazja. A może Wędrowcy istnieją i
mój Tato jest gdzieś blisko mnie? Mój Tatuś nosił nazwisko Augustyniak, stąd
jego „pseudonim”, a raczej przydomek, czyli August. Jego koledzy z kopalni
(Tato był górnikiem) tak właśnie zwracali się do niego, więc „Augusta” było
pierwszą i całkowicie naturalną myślą. A Docher? To inaczej wyrobnik. Dlaczego
wyrobnik? Bo nigdy nie uważałam się za artystkę, nie jestem autorką, której
twórczość to tzw. literatura wysoka. Ja tylko opowiadam Wam historie, które mam
w głowie i sercu. A czy umiem to robić? Nie mnie oceniać :)
A na koniec dlaczego nie kryję
swojej prawdziwej tożsamości. Otóż dlatego, że uwielbiam Was, kocham i nie wiem
jak jeszcze wyrazić to, co czuję do moich wspaniałych Czytelników :) Jak
mogłabym odmawiać sobie kontaktu z ludźmi, którzy nadają sens mojemu pisaniu?
Nie dla mnie ukrywanie się pod pseudonimem, żeby świat nie wiedział kim
naprawdę jestem. Chcę się z Wami spotykać, rozmawiać, śmiać się, cieszyć i
smucić, gdy niektóre z Was zwierzają mi się ze swojego życia, a tak często
bywa. Sama też dzielę się tym, co gra w mojej duszy i robię to nie tylko na
kartach książek.
Serdecznie pozdrawiam, Wasza Beata vel Augusta. Buziaki!!!
Z tego miejsca chciałabym zwrócić Waszą uwagę na fakt, że pomimo wszystkiego, każdy ma inny powód, by pisać i wydawać pod pseudonimem artystycznym. Jedni nie kryją swojej twarzy i prawdziwego nazwiska, a inni całkowicie kamuflują swoje życie prywatne. Jedno jest pewne, każda z wyżej wymienionych autorek jest niesamowitą POLSKĄ pisarką i ich książki polecam z całego serca.
Drogie Panie, bardzo dziękuję za poświęcony czas i serdecznie gratuluję Wam sukcesów, jakie już odniosłyście. Trzymam kciuki za kolejne, zarówno na polskim, jak i zagranicznym rynku wydawniczym!
Jak Wam podobał się dzisiejszy wpis? Co Wy sądzicie o ukrywaniu się pod pseudonimem? Czy faktycznie częściej sięgacie po książki, jeśli nazwisko autora nie ma polskiego brzmienia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drodzy Czytelnicy!
Jest mi niezmiernie miło, że trafiliście na mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej jeśli pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Dzięki temu wiem, co Wam się podoba i jaka jest Wasza opinia na dany temat. Pozostaw po sobie ślad, a na pewno Cię odwiedzę!
Pozdrawiam,
Daria