Tytuł: Miasteczko w Islandii
Tytuł oryginalny: Valeyrarvalsinn
Autor: G.A. Thorsson
Tłumaczenie: Jacek Godek
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 11 kwietnia 2017
Liczba stron: 192
Ta książka ujęła mnie uroczą pastelową okładką, a informacja o tym, że historia pochodzi z Islandii dodatkowo zachęciła mnie do sięgnięcia po nią. Książka przywędrowała do mnie i niestety czekała trochę na swoją kolej. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się złożyło, ponieważ okazało się, że czytając ją w pierwszej lepszej chwili mogłabym ją zupełnie inaczej odebrać.
Mała islandzka wioska, gdzie rytm dnia wyznaczają drobne rytuały, a syreny statków i śmiech rozrabiających dzieci dopełniają ciszę. Tu ścieżki mieszkańców przecinają się codziennie, historie z życia sąsiadów układają się w zaskakujący wzór jak w kalejdoskopie i choć wszyscy znają się od pokoleń, to nikt nie wie do końca, co kryją zakamarki pamięci. W szesnastu opowieściach poznajemy bohaterów i przyglądamy się im tylko przez dwie, te same, minuty. Tyle wystarczy, by poczuć codzienność ich życia – czasem twardą i surową, czasem zachwycająco prostą. Tu wielkie rzeczy przejawiają się w drobnostkach, a niepowtarzalna atmosfera Islandii, jak mgła, otula nas miękkim kocem. [opis wydawcy]
Jak już wspomniałam, pierwsze co zdecydowanie rzuca się w oczy, to niesamowicie delikatna i pastelowa okładka, przynosząca na myśl spokój, ciszę i nostalgię. W książce znajdziemy szesnaście opowieści o różnych mieszkańcach islandzkiego miasteczka. G.A. Thorsson wprowadza nas do ich życia ukazując ich wzloty i upadki, słabości i okruchy dnia codziennego. Mamy okazję poznać ich historie, sekrety i powiązania, które prędzej czy później wychodzą na jaw.
Właściwie szczerze mogę się przyznać, że spodziewałam się czegoś innego po tej książce. Liczyłam bardziej na powieść obyczajową z ciepłym romansem osadzonym w pięknej i klimatycznej Islandii. Otrzymałam coś zupełnie innego, dlatego cieszę się, że z lekturą Miasteczka w Islandii wstrzymałam się przez pewien czas, gdyż przystępując do niej nieco wcześniej, odebrałabym ją zupełnie inaczej. Jeszcze dwa tygodnie temu nie byłabym na nią gotowa. Pewnego dnia naszła mnie ochota na poznanie czegoś lekkiego, delikatnego, ale i czegoś, co sprawi, że na chwilę się zatrzymam. Tak właśnie było w tym przypadku. Autor funduje czytelnikom opowieści wprawiające w melancholię. Nastrój, który sprawi, że zaczniemy snuć refleksje, cofniemy się w pamięci do własnych wspomnień i choć przez moment zastanowimy się nad własnym życiem.
Z całą pewnością nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Jestem pewna, że gdybym przeczytała ją w nieodpowiednim momencie, również mogłabym do niej podejść nieco bardziej krytycznie. Otworzyłam ją jednak w chwili, gdy potrzebowałam dostać coś bardzo refleksyjnego. Zmuszającego mnie do przemyśleń i poruszającego emocje, choć w zupełnie inny sposób, niż poprzez powieść naładowaną bólem, czy mocnymi zwrotami akcji. Tutaj tego nie ma. Momentami można odnieść wrażenie, że to babcia lub dziadek, albo starszy człowiek opowiada nam historie, którymi chce nas naprowadzić na odpowiednie tory. Części osób się to nie spodoba, jednak jestem pewna, że ta lektura znajdzie wielu wiernych odbiorców, którzy wyniosą z niej to, co najważniejsze.
Miasteczko w Islandii to lektura przenosząca czytelnika do odległej krainy. Zmuszająca do przemyśleń, refleksji i wprawiająca w iście melancholijny stan. To książka, po którą należy sięgnąć w odpowiednim momencie, a przed jej poznaniem spróbować zastanowić się nad własnym życiem. Miłośnicy islandzkich krajobrazów również mogą z tej literackiej uczty wyjść zadowoleni, a co najważniejsze - z nakarmioną duszą. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drodzy Czytelnicy!
Jest mi niezmiernie miło, że trafiliście na mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej jeśli pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Dzięki temu wiem, co Wam się podoba i jaka jest Wasza opinia na dany temat. Pozostaw po sobie ślad, a na pewno Cię odwiedzę!
Pozdrawiam,
Daria