Tytuł: Making faces
Autor: Amy Harmon
Tłumaczenie: Joanna Sugiero
Wydawnictwo: Editio Red
Data wydania: 5 stycznia 2017
Liczba stron: 344
Kiedy tylko dowiedziałam się, że będzie polska premiera kolejnej powieści Amy Harmon, nie zastanawiałam się ani sekundy. Po Prawie Mojżesza i Pieśni Dawida wiedziałam, że mogę liczyć na kosmiczną dawkę wspaniałych emocji, chwile zadumy i satysfakcji z bardzo dobrej książki. Zacierałam rączki w oczekiwaniu, a kiedy już przyszła, od razu ją porwałam. I jak mi z nią było?
W małym, cichym miasteczku mieszkała grupa przyjaciół. Wśród nich Ambrose Young - błyskotliwy i śmiały, młody zapaśnik ze sporymi szansami na sportową karierę. Nic dziwnego, że nie zwrócił uwagi na Fern Taylor. Zawsze miła i pogodna, nie rzucała się w oczy. Nie zauważył, że obdarzyła go uczuciem szczerym i silnym - to dla niego za mało.
Chociaż książkę przeczytałam już kilkanaście dni temu, do teraz nie mogłam zebrać się w sobie, żeby napisać tę recenzję. Nadal nie do końca wiem, jak powinnam ją napisać, aby w pełni oddać to, co chcę poprzez nią przekazać.
Z całą pewnością Amy Harmon miała wspaniały pomysł na fabułę. Z pozoru małe miasteczko i jeszcze bardziej niepozorni mieszkańcy. Ot grupa uczniów z jednej szkoły i ich rodziny. Nic poza tym. Jednak już na początku autorka funduje łamiącą serce scenę, w której to matka uświadamia synka, dlaczego musi umrzeć. To było mocne, naprawdę mocne. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym swojej własnej córce powiedzieć: "kochanie, Ty niedługo umrzesz, ponieważ jesteś chora". Oczywiście autorka nie użyła takich słów jak ja, jednak na samą myśl szklą mi się oczy. Po tej scenie już miałam pewność, że moje emocje zostaną poddane ogromnej próbie...
Bohaterowie to chyba najmocniejsza karta przetargowa Amy Harmon. Za każdym razem potrafi ich wykreować perfekcyjnie. W moim sercu na dobre zagościł Bailey. Jest tak mądrym i inteligentnym chłopakiem, że głowa boli! Zaskoczył mnie nie raz i nie dwa. Pierwszy raz naprawdę tak bardzo polubiłam, która teoretycznie nie była tutaj najważniejsza. Dla mnie była i myślę, że właśnie ze względu na niego za jakiś czas chętnie do tej książki wrócę. Cieszę się, że autorka w tak doskonały sposób radzi sobie z portretami psychologicznymi swoich bohaterów. Dzięki temu mamy szansę zapomnieć, że to tylko literacka fikcja.
Mnogość wątków może wydać się początkowo przytłaczająca. Jest ich naprawdę dużo. Młodzieńcze zauroczenie, prawdziwa miłość, poważna choroba, wojna, przyjaźń, troska o bliskich, poświęcenie, oddanie, miłość do dziecka, akceptacja, śmierć i wiele innych. Po przeczytaniu tej książki można zauważyć, że każdy z nich był ważny i łączył się z kolejnym. Dostajemy sieć wątków, które przeplatając się tworzą zgrabną całość.
Tym razem jednak coś mi w całości nie pasowało. Fabuła mnie wciągnęła, wątki zaskoczyły, a bohaterowie potwierdzili wspaniałość autorki. Jednak teraz momentami odnosiłam wrażenie, jakby Amy Harmon opowiedziała komuś swoją historię, a ten nie do końca umiejętnie by ją spisał. Zabrakło mi pewnego pióra autorki, które przecież dwa razy porwało mnie bez pamięci. Uczucia i emocje są, ale na tak dobrej fabule nie uroniłam ani jednej łzy. Może to nie był odpowiedni moment na tę książkę? Może moje oczekiwania były zbyt wygórowane? Nie wiem dlaczego, ale czułam niedosyt, choć treść do dziś mam w pamięci i raczej o niej bardzo długo nie zapomnę.
Making faces to książka przepełniona uczuciami i emocjami. Mówi o wielkiej miłości, przyjaźni, akceptacji, poświęceniu, oddaniu, śmierci. Historia wciąga od pierwszej strony i nie pozwala się oderwać, a pamięć o niej pozostaje w świadomości na długo po skończonej lekturze. Choć tym razem czegoś mi zabrakło, to i tak polecam. Jestem pewna, że z tej powieści wiele można wynieść i wysnuć pewne refleksje.
Bohaterowie to chyba najmocniejsza karta przetargowa Amy Harmon. Za każdym razem potrafi ich wykreować perfekcyjnie. W moim sercu na dobre zagościł Bailey. Jest tak mądrym i inteligentnym chłopakiem, że głowa boli! Zaskoczył mnie nie raz i nie dwa. Pierwszy raz naprawdę tak bardzo polubiłam, która teoretycznie nie była tutaj najważniejsza. Dla mnie była i myślę, że właśnie ze względu na niego za jakiś czas chętnie do tej książki wrócę. Cieszę się, że autorka w tak doskonały sposób radzi sobie z portretami psychologicznymi swoich bohaterów. Dzięki temu mamy szansę zapomnieć, że to tylko literacka fikcja.
Mnogość wątków może wydać się początkowo przytłaczająca. Jest ich naprawdę dużo. Młodzieńcze zauroczenie, prawdziwa miłość, poważna choroba, wojna, przyjaźń, troska o bliskich, poświęcenie, oddanie, miłość do dziecka, akceptacja, śmierć i wiele innych. Po przeczytaniu tej książki można zauważyć, że każdy z nich był ważny i łączył się z kolejnym. Dostajemy sieć wątków, które przeplatając się tworzą zgrabną całość.
Tym razem jednak coś mi w całości nie pasowało. Fabuła mnie wciągnęła, wątki zaskoczyły, a bohaterowie potwierdzili wspaniałość autorki. Jednak teraz momentami odnosiłam wrażenie, jakby Amy Harmon opowiedziała komuś swoją historię, a ten nie do końca umiejętnie by ją spisał. Zabrakło mi pewnego pióra autorki, które przecież dwa razy porwało mnie bez pamięci. Uczucia i emocje są, ale na tak dobrej fabule nie uroniłam ani jednej łzy. Może to nie był odpowiedni moment na tę książkę? Może moje oczekiwania były zbyt wygórowane? Nie wiem dlaczego, ale czułam niedosyt, choć treść do dziś mam w pamięci i raczej o niej bardzo długo nie zapomnę.
Making faces to książka przepełniona uczuciami i emocjami. Mówi o wielkiej miłości, przyjaźni, akceptacji, poświęceniu, oddaniu, śmierci. Historia wciąga od pierwszej strony i nie pozwala się oderwać, a pamięć o niej pozostaje w świadomości na długo po skończonej lekturze. Choć tym razem czegoś mi zabrakło, to i tak polecam. Jestem pewna, że z tej powieści wiele można wynieść i wysnuć pewne refleksje.
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio Red
Muszę koniecznie zapoznać się z twórczością autorki :) napisałaś o niej tyle pochlebnych słów :)
OdpowiedzUsuń"Prawo Mojżesza" oraz "Pieśń Dawida" skradły moje serce, więc na pewno sięgnę także po ten tytuł, który zapowiada się równie intrygująco. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę powieść tak bardzo, że to aż nie do wypowiedzenia! Coś wspaniałego!
OdpowiedzUsuńJakoś nie jestem przekonana do takich książek. Może kiedyś się skuszę na nie :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki tej autorki, ale mam w planach przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biblioteka Tajemnic
Na razie czytałam tylko "Prawo Mojżesza" i chociaż książka mi się podobała, to jakoś nie potrafię przyłączyć się do tych wszystkich zachwytów nad nią, nie wiem dlaczego. Chętnie spróbowałabym jednak z "Pieśnią Dawida", a może i z "Making faces". ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji czytać żadnej książki autorki. Muszę to kiedyś nadrobić :)
OdpowiedzUsuń