Nie można sobie wziąć zwolnienia od życia...
Tytuł: Karuzela
Autor: Agnieszka Lis
Wydawnictwo: Czwarta strona
Data wydania: 11 stycznia 2017
Liczba stron: 632
Od czego dziś powinnam zacząć? Może od tego, że z samego rana napisałam to zdanie, chcąc przelać wszelkie emocje, jakie towarzyszyły mi podczas lektury i do teraz nie ruszyłam z miejsca. Cały czas mam przed oczami obraz rodziny, którą pokochałam jak swoją własną ze wszelkimi jej niedoskonałościami, jak i zaletami. Po Karuzeli spodziewałam się podobnej powieści do Pozytywki. Jednak to co dostałam jest... Po prostu przeczytajcie dalej.
Renata wiedzie zwykłe, aktywne życie gospodyni domowej. Mateusz, jej mąż zarabia na życie, a ona zajmuje się domem i trójką dzieci. Jest tak zarzucona domowymi obowiązkami, że na dalszy plan schodzi troska o siebie samą. O zdrowie, które przecież jest najważniejsze. Renata nie dopuszcza do myśli, że może dziać się z nią coś złego. Nie ma na to czasu, a coraz częstsze i intensywniejsze siniaki, które biorą się praktycznie z niczego, to nic groźnego. Niestety diagnoza lekarska jest nieodwołalna - białaczka. Od tego momentu życie całej rodziny, jak i najbliższych znajomych obraca się o sto osiemdziesiąt stopni...
Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. Nie takiej historii, nie takich bohaterów, nie takiego zakończenia. Wszystko na nie! Dlaczego? Jak tak można? Ach, zacznijmy może od początku...
Odniosę się ponownie do wspomnianej Pozytywki. Polubiłam tamtą historię, jednak miałam wrażenie, że składa się ona z dwóch części: pierwszej - bardzo dobrej i drugiej - słabszej. Była dość cienka i szybko ją odłożyłam na półkę, choć w pamięci pozostała do dziś. I nagle dostałam Karuzelę. Znacznie obszerniejszą. Początek bardzo dobry, wciągający, a nawet i porywający. I tu pojawiła się iskierka obawy. A co jeśli dalsza część będzie słabsza? Jeśli mi się nie spodoba i ciężko będzie mi pokonać sporych rozmiarów dalszą część historii? Niesamowicie cieszę się z tego, że Agnieszka Lis z każdym kolejnym zdaniem budowała coraz większe napięcie. Do ostatniego wyrazu, do ostatniej kropki. Z tej książki emocje i uczucia wprost wylewają się, zatapiając czytelnika. Wczorajszej nocy to ja wylewałam, ale hektolitry łez. Płakałam jak dziecko, któremu bardzo na czymś zależało i nagle to straciło. Bez możliwości zapoznania się z sytuacją, bez jakiegokolwiek przygotowania się. Tak nagle, po prostu. Strzał i już. Do teraz na myśl o tym co przeczytałam pojawia mi się gęsia skórka, a oczy robią się dziwnie szklane.
Zastanawiałam się czego może dotyczyć sam tytuł. Pierwsze skojarzenie odsyłało mnie do wesołego miasteczka lub chociaż małej karuzeli dla dzieci, jakie często można zastać w centrach handlowych. Kilka kolorowych koników poruszających się w rytm wygrywanej melodii. Niestety (a może i stety?) takiej tutaj nie znajdziecie. Tytułowa "karuzela" odnosi się raczej do uczuć i emocji, jakie targają bohaterami, ale i czytelnikami. Do przewrotności losu i tempa życia, w jakim przyszło egzystować każdemu z nas. Życiowa karuzela nabiera tempa, wpada w szaleńczy wir, by nagle ni stąd, ni zowąd zacząć kręcić się w drugą stronę.
Zdecydowanie bardzo mocną stroną powieści są jej bohaterowie. Prawdziwi, pełnokrwiści, bardzo realni. Można by rzec, że historia Renaty i jej rodziny została wycięta z prawdziwego życia. Tak bardzo wczułam się w losy tych ludzi, że czuję się, jakbym była siostrą Renaty, Anią. Albo chociaż jej przyjaciółką (czy to zbieg okoliczności, że ma na imię Daria?). Każdy z tych bohaterów ma swoje mocne i słabe strony. Bagaż doświadczeń, z którym musi się zmagać. W końcu trafiłam na powieść, w której postacie nie są wyidealizowane, podkolorowane, czy ulepszone. Naprawdę codziennie spotykamy takich ludzi na ulicy, w sklepie, szkole, czy pracy. W końcu jak już wspomniałam mogła to być historia każdego z nas (choć nikomu nie życzę choroby!). Pokochałam dzieci Renaty: Eryka, Krysię i Krzysia. Ta trójka jest wspaniała!
W Karuzeli bardzo dobrym zabiegiem jest pokazanie zmagania się z rakiem z różnych punktów widzenia. Dostajemy myśli Renaty, która jest chora, ale nie tylko. Widzimy przez co przechodzi jej mąż Mateusz, dzieci, rodzice, siostra, przyjaciółka, uczniowie ze szkoły i przedszkola, nauczyciele, lekarze. Każdy z nich inaczej patrzy na chorobę. Jedni od razu spieszą z pomocą, by być jak najdłużej przy chorym, inni odsuwają się, jakby się bali, że się zarażą. W bardzo ujmujący sposób autorka przedstawiła sposób uświadamiania ludziom czym jest rak chociażby za pomocą wyjaśnień na temat wypadania włosów.
Kolejnym naprawdę ogromnym plusem jest strona techniczna książki. Gołym okiem widać, że autorka zadała sobie trud i dowiadywała się od fachowców niuansów dotyczących choroby, leczenia, przebywania chorego w szpitalu. Za sprawą przemiłej Pani Henryki (której historia również do najbardziej kolorowych nie należy) zafundowała nam (powojenną?) gwarę, która moim zdaniem jest szalenie trudna! Trud włożonej pracy owocuje fantastyczną powieścią, której nie chce się odłożyć na półkę, nie chce się o niej zapomnieć. Pragnie się ją czytać od nowa i znów od nowa. Mną wstrząsnęła bardzo mocno. Wrócę do niej, ale dopiero jak choć trochę się po niej pozbieram. Dawno książka nie rozłożyła mnie tak emocjonalnie, jak właśnie ta. Mam nadzieję, że autorka jeszcze nie raz zafunduje mi taki emocjonalny rollercoaster, bo zwykłą "karuzelą" tego nazwać po prostu nie można.
Karuzela to szalenie emocjonująca powieść, która wyciśnie łzy z najbardziej zatwardziałego serca. Wzrusza, uczy, a momentami bawi uroczymi dialogami. To historia, obok której nie można przejść obojętnie. Zostanie w naszych sercach na długi czas i mam nadzieję, że niektórym uświadomi, jak ważne jest dbanie o siebie i zwracanie uwagi na własne zdrowie. Nie bagatelizujmy niepokojących symptomów, zawsze jest szansa, na pokonanie choroby. Polecam gorąco!
Zastanawiałam się czego może dotyczyć sam tytuł. Pierwsze skojarzenie odsyłało mnie do wesołego miasteczka lub chociaż małej karuzeli dla dzieci, jakie często można zastać w centrach handlowych. Kilka kolorowych koników poruszających się w rytm wygrywanej melodii. Niestety (a może i stety?) takiej tutaj nie znajdziecie. Tytułowa "karuzela" odnosi się raczej do uczuć i emocji, jakie targają bohaterami, ale i czytelnikami. Do przewrotności losu i tempa życia, w jakim przyszło egzystować każdemu z nas. Życiowa karuzela nabiera tempa, wpada w szaleńczy wir, by nagle ni stąd, ni zowąd zacząć kręcić się w drugą stronę.
Zdecydowanie bardzo mocną stroną powieści są jej bohaterowie. Prawdziwi, pełnokrwiści, bardzo realni. Można by rzec, że historia Renaty i jej rodziny została wycięta z prawdziwego życia. Tak bardzo wczułam się w losy tych ludzi, że czuję się, jakbym była siostrą Renaty, Anią. Albo chociaż jej przyjaciółką (czy to zbieg okoliczności, że ma na imię Daria?). Każdy z tych bohaterów ma swoje mocne i słabe strony. Bagaż doświadczeń, z którym musi się zmagać. W końcu trafiłam na powieść, w której postacie nie są wyidealizowane, podkolorowane, czy ulepszone. Naprawdę codziennie spotykamy takich ludzi na ulicy, w sklepie, szkole, czy pracy. W końcu jak już wspomniałam mogła to być historia każdego z nas (choć nikomu nie życzę choroby!). Pokochałam dzieci Renaty: Eryka, Krysię i Krzysia. Ta trójka jest wspaniała!
W Karuzeli bardzo dobrym zabiegiem jest pokazanie zmagania się z rakiem z różnych punktów widzenia. Dostajemy myśli Renaty, która jest chora, ale nie tylko. Widzimy przez co przechodzi jej mąż Mateusz, dzieci, rodzice, siostra, przyjaciółka, uczniowie ze szkoły i przedszkola, nauczyciele, lekarze. Każdy z nich inaczej patrzy na chorobę. Jedni od razu spieszą z pomocą, by być jak najdłużej przy chorym, inni odsuwają się, jakby się bali, że się zarażą. W bardzo ujmujący sposób autorka przedstawiła sposób uświadamiania ludziom czym jest rak chociażby za pomocą wyjaśnień na temat wypadania włosów.
Kolejnym naprawdę ogromnym plusem jest strona techniczna książki. Gołym okiem widać, że autorka zadała sobie trud i dowiadywała się od fachowców niuansów dotyczących choroby, leczenia, przebywania chorego w szpitalu. Za sprawą przemiłej Pani Henryki (której historia również do najbardziej kolorowych nie należy) zafundowała nam (powojenną?) gwarę, która moim zdaniem jest szalenie trudna! Trud włożonej pracy owocuje fantastyczną powieścią, której nie chce się odłożyć na półkę, nie chce się o niej zapomnieć. Pragnie się ją czytać od nowa i znów od nowa. Mną wstrząsnęła bardzo mocno. Wrócę do niej, ale dopiero jak choć trochę się po niej pozbieram. Dawno książka nie rozłożyła mnie tak emocjonalnie, jak właśnie ta. Mam nadzieję, że autorka jeszcze nie raz zafunduje mi taki emocjonalny rollercoaster, bo zwykłą "karuzelą" tego nazwać po prostu nie można.
Karuzela to szalenie emocjonująca powieść, która wyciśnie łzy z najbardziej zatwardziałego serca. Wzrusza, uczy, a momentami bawi uroczymi dialogami. To historia, obok której nie można przejść obojętnie. Zostanie w naszych sercach na długi czas i mam nadzieję, że niektórym uświadomi, jak ważne jest dbanie o siebie i zwracanie uwagi na własne zdrowie. Nie bagatelizujmy niepokojących symptomów, zawsze jest szansa, na pokonanie choroby. Polecam gorąco!
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Autorce oraz wydawnictwu Czwarta Strona
Tak, to książka, która wywołuje mnóstwo emocji. Ja przy niej płakałam.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, mam na nią wielką ochotę :)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę bardzo obiecująco. Jestem ciekawa czy mnie również tak bardzo się spodoba :)
OdpowiedzUsuńWidać, że na prawdę książka dała Ci porządnego kopa po tyłku. Takie pozycje są szalenie ważne i najlepsze na jakie możemy trafić, ale boję się, że w moim przypadku dałaby mi łopatę do ręki i powiedziała - zacznij sobie kopać swój własny, prywatny dołek. Książki, w których fabuła może wydarzyć się na prawdę w naszym życiu, nie są dla mnie. Ja za bardzo biorę sobie wszystko do serca i pewnie przeżywałabym tę pozycję równie mocno jak Ty, a może i bardziej. Jak na fantasy potrafię ryczeć to co dopiero na takich :D
OdpowiedzUsuńWidzę, że koniecznie muszę ją przeczytać. Chyba brakuje mi takich emocji...
OdpowiedzUsuńMam, jestem przed lekturą :)
OdpowiedzUsuńNie znam twórczości autorki, ale tak zachęcasz, że będę musiała się z nią zapoznać. Trochę zmylilas mnie początkiem, że wszystko na nie ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam i Pozytywkę i 2 inne książki Pani Agnieszki Lis,ale dopiero Karuzela zauroczyła mnie...Lubię trafiać na takie "perełki" i to u naszych rodzimych autorek.Dla mnie był to także czas ,aby zatrzymać się na chwilę....i pomyśleć co jest ważne w życiu a co najważniejsze.A przy okazji ....wspomnienia z przegranej walki z rakiem mojej koleżanki.
OdpowiedzUsuńJest u mnie w bibliotece publicznej, więc będę miała szansę ją przeczytać, choć trochę mnie tematyka przeraża.
OdpowiedzUsuń