Tytuł: Czekopłaszczada
Autor: Beata Filipp
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 15 listopada 2016
Liczba stron: 264
Literatura dziecięca i młodzieżowa od jakiegoś czasu chętnie towarzyszy mi w chłodnych wieczorach i słonecznych porankach. Wszystko za sprawą mojej małej latorośli, która już uwielbia wertować mamine książki. Mam nadzieję, że nim się obejrzę, sama będzie mi czytać zbierane dla niej latami książeczki. Zanim jednak trafią w jej małe rączki, najpierw osobiście sprawdzam, czy warto daną książkę zachować, czytając wybrane fragmenty na głos córeczce.
Beata Filipp debiutowała książeczką dla najmłodszych czytelników Co można znaleźć? Niestety nie było mi dane poznać jej prostej, dziecięcej prozy, ale mam nadzieję, że uda mi się ją przeczytać. Autorka mieszka w Gdyni i jest nauczycielką języka polskiego w liceum. Prawdopodobnie dla tego tak bardzo przypadł mi do gustu prosty i przyjemny język.
Co robić, gdy pewnego razu mama zmienia się w dziewczynkę, którą była dawno temu? Nie jest już dorosłą Michaliną, lecz Michasią, ma zęby mleczaki, nie umie jeszcze czytać i cały dzień najchętniej jadłaby czekoladę! A to tylko początek niezwykłej przygody.
Muszę przyznać, że obawiałam się tej książki. Poprosiłam o nią odruchowo, wiedząc, że jest skierowana do starszych dzieci. Ot tyle. Nic więcej. Kiedy przywędrowała, odstawiłam ją na półkę i wpatrywałam się w nią. Nie wiem, czy liczyłam na to, że wyjdzie z niej smok? A tak na poważnie, czasami już tak jest, że bierzemy książkę w rękę i nagle okazuje się, nie mamy na nią zwyczajnie ochoty. Wtedy lepiej trochę odczekać, niż się męczyć. Okazało się, że słusznie postąpiłam, gdyż powieść Beaty Filipp jest bardzo przyjemną i wciągającą niczym kieszeń małe ludziki, książką.
Przemiana Michaliny w małą Michasię przywołała w moich wspomnieniach pewien serial, który oglądałam z wielkim zainteresowaniem, jako mała dziewczynka. Mam tutaj na myśli Tajemnice Sagali. Kojarzycie polski serial, w którym bohaterowie wędrowali w czasie, by zebrać wszystkie części niebieskiego, kryształowego kamienia? To właśnie w tym filmie mama chłopców, została przemieniona w małą, niesforną dziewczynkę. Z kolei niektóre sceny zwróciły moją uwagę w kierunku innego filmu - Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki. Film równie interesujący i wciągający, jak ta książka. Bardzo lubię, kiedy podczas czytania wracam myślami do dziecięcych lat. Robi się wtedy niezwykle przyjemni i nostalgicznie. Taka właśnie cała jest ta publikacja. To wspaniały powrót do dziecięcej literatury, wspomnień i uniesień. Dlatego też bardzo za to autorce dziękuję.
Książkę czyta się bardzo szybko. Język autorki jest prosty i bardzo przyjemny w odbiorze. Beata Filipp doskonale wiedziała, jakich słów użyć, by zainteresować młodych odbiorców. W powieści akcja goni kolejną akcję. Tempo to wzrasta, to maleje. Z całą pewnością dzieci i młodzież nie będą przy niej narzekać na nudę! Treść urozmaicona została w rysunki, wywodzące się spod pióra Andrzeja Macioszczyka, który w tej dziedzinie debiutował. Rysunki przyjemne dla oka, z całą pewnością zostaną pozytywnie przyjęte przed odbiorców, do których są skierowane.
Czekopłaszczada do swoisty debiut do dziecięcych wspomnień, lektur i seriali, które na zawsze utkwiły w naszej pamięci. To książka, która spodoba się młodym odbiorcom i wciągnie ich niczym kieszeń płaszcza. Drodzy rodzice, pamiętajcie, by w pogotowiu mieć tabliczkę czekolady!
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu Novae Res
2 razy czytałam tytuł, by go zrozumieć. Serialu nie pamiętam, ale na książkę mam chęć.
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj w 2017! :)