niedziela, 18 września 2016

"Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" - Anna McPartlin [recenzja]


To właśnie ten moment, w którym wszystko się zaczyna... Wytrzymaj. Nie daj się.
 Żyj dalej i nie poddawaj się.




Tytuł: Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu
Tytuł oryginału: Somewhere Inside of Happy
Autor: Anna McPartlin
Tłumaczenie: Maria Zawadzka
Data wydania: 31 sierpnia 2016
Liczba stron: 400



     Anna McPartlin zasłynęła w Polsce pierwszą wydaną tu książką Ostatnie dni królika. Niestety nie miałam okazji jej przeczytać, ale kierowana całym szeregiem niezwykle pozytywnych opinii na jej temat, sięgnęłam po kolejną powieść autorki. Właściwie nie do końca wiedziałam, czego mam się spodziewać. Liczyłam na duże emocje, łzy, targające mną nerwy i tak zwanego kaca książkowego. Myślicie, że autorce udało się to wszystko ze mnie wycisnąć, skoro recenzję piszę dopiero dziś, a książkę skończyłam czytać cztery dni temu?

     Pisarka w swoim dorobku ma już na koncie kilka bardzo dobrych, bestsellerowych powieści. W Polsce publikacji doczekały się dopiero dwie. Pierwsze co skłoniło mnie do poznania Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to bardzo pozytywne recenzje na temat Królika. Jednak to nie wszystko. Aktualnie pomieszkuję w Irlandii. Przydałoby się w takim razie poznać i tutejszych autorów, prawda? Okazuje się, że nie kto inny, jak właśnie Anna McPartlin jest irlandzką powieściopisarką. Zadebiutowała w 2006 roku powieścią Pack up the moon. Największą inspiracją autorki są jej przyjaciele i rodzina, a powieści w dużej mierze są odbiciem jej własnych doświadczeń.

     Gdzieś tam... rozpoczyna się końcem historii. Od samego początku wiemy, jaki będzie finał opowieści. Niektórzy mogą stwierdzić - po co w takim razie, w ogóle ją czytać, skoro znam zakończenie? W tego typu powieściach właściwie nie chodzi o koniec. Nie chodzi chyba nawet o początek, a o całe rozwinięcie. To, jak pewne sytuacje w życiu się potoczą lub zakończą zależy od wielu czynników, o których postanowiła napisać McPartlin. 

     Maisie nigdy nie miała łatwego życia. W wieku osiemnastu lat, podobnie jak wiele nastolatek wybrała się na randkę. Właściwie nie chciała na nią iść, ale łatwiej było jej się zgodzić, niż odmówić. Finał był tragiczny. Niewinne pocałunki przeistoczyły się w gwałt na młodej dziewczynie. Ze strachu dziewczyna zostaje partnerką oprawcy, mając nadzieję, że szybko uda jej się go zostawić. Wtedy zgromadzone nad nią chmury zaczynają przybierać coraz ciemniejsze kolory. Maisie jest w ciąży. Ciężarna zostaje zmuszona do wyjścia za mąż za Danny'ego i spędzenia z nim reszty życia. Mąż - ostoja spokoju, bezpieczeństwo, miłość, pomoc, zrozumienie. Tak powinno być. Niestety i w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Danny jest oprawcą, katem, brutalnym facetem, którego celem numer jeden jest znęcanie się nad żoną i synem. Wydaje się, że po prostu gorzej być nie może. Przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna. Czy tej kobiecie (dziewczynie) może przytrafić się coś jeszcze gorszego? Syn, który został poczęty w brutalny sposób, również w brutalny sposób umiera, mając zaledwie 15 lat. Dwadzieścia lat po tym tragicznym wydarzeniu Maisie staje przed widownią, by podzielić się własnymi doświadczeniami. Rozpoczyna wykład opisując własne życie, drogę jaką musiała przebyć, by móc stanąć właśnie w tym momencie w miejscu, w którym się znalazła...

     Są takie książki, które miażdżą czytelnika pod każdym względem. Fabułą, językiem, stylem, uczuciami, emocjami. Po prostu wszystkim. Taka właśnie jest ta książka. Nie można się od niej oderwać. Nie można choćby na chwilę pozostawić Maisie samej, której tak bardzo chce się pomóc. Wyrwać ją z tej chorej sytuacji, która nie zdaje się mieć końca. Jak wiele złego może spotkać jednego człowieka. Jak dużo jest w stanie udźwignąć młoda, niewinna dziewczyna, pozbawiona wszelkich normalnych wartości życia. Odebrano jej wszystko. Wszystko... 
Czy książka mnie wzruszyła? Właściwie nie wiem, czy "wzruszyła" to odpowiednie słowo. Czuję się tak, jakby nade mną zawisły ciemne chmury, z których lecą nieskończone krople deszczu. Ale nie, to nie deszcz. To tylko moje łzy, spływające cichutko po policzku. To co słyszę, to nie wiatr, który szaleje za oknem, a szloch wydobywający się ze mnie, kiedy próbuję opisać to, co czułam. Gdzieś tam...to smutna, przykra i często przerażająca historia. Autorka poruszyła wiele niezwykle trudnych wątków, jakimi są utrata młodzieńczych lat, miłości, godności człowieka, utrata dziecka. To chyba największy ból. Kobiety to niezwykle silne istoty. Ból jaki potrafią znieść nie zna granic. Jednak utrata własnego dziecka, które nosiło się pod sercem... Na samą myśl cisną mi się łzy do oczu. 

     Ktoś może pomyśleć, że faktycznie, historia smutna, przygnębiająca, ale mimo wszystko mało realistyczna. Cóż, osobiście nie znam kogoś, kto przeszedłby tyle, co Maisie. Ale z drugiej strony, czy na pewno wiemy, co dzieje się u naszych sąsiadów? Osób, które mijamy na chodniku, nie zwracając uwagi na to, dlaczego ta kobieta nosi okulary przeciwsłoneczne, choć słońca nie widać od kilku dni? Anna McPartlin ma wspaniały styl, który sprawia, że książka żyje. Jest niezwykle realistyczna. Każdy z bohaterów wykreowany jest z wielką starannością. Każdego poznajemy bardzo dokładnie. Choć spotykamy się tutaj z narracją trzecioosobową, to poprowadzona jest tak, że zaznajamiamy się z odczuciami i emocjami wszystkich bohaterów. Możemy się dowiedzieć, co nimi kieruje, jak oni postrzegają swój świat. Powieść mną wstrząsnęła, wyzwoliła masę najróżniejszych emocji. Tak bardzo chciałam tam wejść i potrząsnąć ich życiem. Wyrwać kilka osób z nieodpowiednich miejsc. Niestety tak się nie da.

     Zakończenie jest pewnego rodzaju klamrą, zamykającą całą opowieść. Odnajdziemy tu wszystkie odpowiedzi na dręczące nas pytania. Autorka nie zostawia czytelnika z niedopowiedzeniami, odczuciem, że czegoś zabrakło i domysłami, że może pojawi się kolejna część. Nie. Kończąc czytać, dowiemy się wszystkiego, co wcześniej nie zostało powiedziane. 

     Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu to niezwykle emocjonująca, wzruszająca, smutna i realistyczna opowieść o pustce, utracie, bólu, cierpieniu, drodze do normalnego życia i dorastaniu. To książka, która wyciska potoki łez z najbardziej zatwardziałych serc. Dodatkowo, jest to książka, którą polecam dosłownie wszystkim. Tym, którzy lubią się wzruszyć, potrzebują zrozumieć, pragną czegoś, co nimi wstrząśnie i pobudzi ich emocje. Polecam kobietom i mężczyznom, dorosłym i młodzieży, matce i córce. Wszystkim. 


A tym, którzy ukrywają swoją prawdziwą tożsamość, chciałabym przekazać tylko jedno: macie prawo do miłości. 
Musicie tylko być sobą i tę miłość odnaleźć.




Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska

7 komentarzy:

  1. Zdecydowanie zgadzam się z Twoją recenzją! Towarzyszyły mi przy niej identyczne emocje, a zakończenie tej opowieści, pomimo że znane od samego początku, nabiera całkiem innego wymiaru po poznaniu pełnej historii bohaterów :) Teraz muszę nadrobić braki i sięgnąć po poprzednią książkę autorki.
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Po Twojej recenzji mam ochotę rzucić wszystko i przeczytać tą książkę. Mam nadzieję, że zareaguje na nią jak Ty.
    Pozdrawiam,
    Biblioteka Tajemnic

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i na pewno sięgnę po kolejną powieść autorki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Skoro to taka poruszająca lektura to będę miała ją na uwadze, ale dopiero za jakiś czas, bo obecnie mam inne zobowiązania czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam McPartlin, więc tę powieść z pewnością kiedyś przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasami mam ochotę napisać po prostu "Zazdroszczę Ci, że miałaś ją już okazję przeczytać"- dokładnie tak jest tym razem. Więcej słów nie jest potrzebnych.

    OdpowiedzUsuń

Drodzy Czytelnicy!
Jest mi niezmiernie miło, że trafiliście na mojego bloga. Będzie mi jeszcze milej jeśli pozostawicie po sobie ślad w postaci komentarza. Dzięki temu wiem, co Wam się podoba i jaka jest Wasza opinia na dany temat. Pozostaw po sobie ślad, a na pewno Cię odwiedzę!
Pozdrawiam,
Daria

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...